The Beatles to zespół, którego absolutnie nikomu nie trzeba przedstawiać. Kwartet z Liverpoolu stał się jedną z największych sław w historii muzyki, mimo że istniał niespełna dekadę.
O grupie napisano już wiele. Wnikliwie analizowano różne aspekty ich twórczości, jednak zbyt mało osób zwraca uwagę na to, jak zespół zmienił podejście do sposobu wydawania płyt w muzyce rockowej.
W latach ’50 oraz w pierwszej połowie lat ’60, longplay był po prostu zbiorem oderwanych od siebie utworów z singli. The Beatles w tym mniej rozrywkowym okresie twórczości zaczęli traktować płytę jako całość. Tak narodziła się idea concept-albumu.
Część krytyków wskazuje na Sgt Pepper’s Lonely Hearts Club Band, jako pierwszą płytę koncepcyjną. Spina go w zasadzie klamra w postaci utworu tytułowego, w którym zapowiadany jest występ zespołu pod kierownictwem wytworu narkotycznych wizji, oraz repryzy, w której zespół Sierżanta Pieprza żegna się ze słuchaczami. Wydana dwa lata później Abbey Road jest już dużo bardziej spójnym w warstwie muzycznej dziełem. Stanowi coś w rodzaju mozaiki, złożonej z pojedynczych elementów, z których każdy można wyciągnąć i podziwiać jako jednostkę.
Poszczególne kompozycje zostały zagrane z dużą dbałością o detale. Zwróćmy uwagę na chórki, którymi niewątpliwie inspirował się zespół Queen, orkiestracje w Golden Slumbres, zmieniające się barwy dźwięku hammondów w Here Comes the Sun, czy wreszcie efektowną solówkę w The End, którą prawdopodobnie grupa chciała zaznaczyć koniec swojego istnienia i pożegnać się z fanami. Warto zaznaczyć, że Abbey Road to ostatni album nagrany w studiu przez Beatlesów. Następny – Let it Be wyszedł już pośmiertnie, niczym Made in Heaven (Queen).
Płytę traktować można również jako swoiste podsumowanie twórczości The Beatles. Zespołu, który jak żaden inny potrafił uzyskiwać piękne efekty nawet za pomocą prostych środków wyrazu. Wystarczy spojrzeć na główny riff Come Together, albo solówkę w Octopus’s Garden– układ dźwięków będący w zasadzie tylko rozwinięciem linii melodycznej utworu, jednak każda ingerencja w jego strukturę byłaby niewątpliwie zmianą na gorsze. Przy okazji tego utworu zwróćmy też uwagę, jak mistrzowsko zespół potrafił wykorzystać wokal Ringo Starra. Perkusista obdarzony został przecież nieszczególnym głosem o niewielkiej skali, jednak słuchając takich utworów, jak wyżej wymieniony With a Little Help from my Friends, czy Don’t Pass Me By, mamy wrażenie, że nikt na świecie nie byłby w stanie zaśpiewać ich lepiej.
Abbey Road to także pożegnanie z radosnymi latami ’60 i zaproszenie w świat rocka lat 70. Chodzi oczywiście głównie o wieszczącym rychłą apokalipsę I want You (She’s so Heavy). Stanowi niejako przedsmak do wydanych rok później …Very ‘eavy …Very ‘umble (Uriah Heep), In Rock (Deep Purple), oraz oczywiście Black Sabbath. być może Beatlesi nagrywając go przewidywali już powstanie bardziej ekstremalnych odmian muzyki? Popatrzmy, jak świetnie wpasowała się ta kompozycja w album Mental Hortex grupy Coroner.
Na zakończenie trzeba napisać też coś o okładce. Zdjęcie z zebrą i białym garbusem również na trwałe zapisało się w historii muzyki rockowej, stając się też inspiracja dla wielu obrazów, zdjęć, czy także innych okładek płyt, jak choćby Live At Abbey Road (The Shadows), czy Nunc est Bibendum (Onkel Tom) oraz zarzewiem spekulacji na temat rzekomej śmierci Paula, ale to już temat na zupełnie inną opowieść…