Biff Byford – School of Hard Knocks [RECENZJA]

Podziel się!

Wielu jest wokalistów o tak charakterystycznym głosie, że gdy tylko ich słyszymy, od razu wiemy, kto stoi za mikrofonem. Dickinson, Halford, Tate – to ikoniczne głosu heavy metalu. Do tej stawki każdy może dostawić jeszcze wiele nazwisk. Ja skupię się na jednym, bardzo osobliwym gardłowym i jego pierwszej solowej płycie, którą mimo dziesiątek lat spędzonych na scenie, wydał dopiero 21 lutego 2020 roku, mając niemalże 70 lat. Przed Państwem Biff Byford, wokalista grupy Saxon i jego solowy debiut: School of Hard Knocks.
Przyznam bez bicia, że bardziej przepadam za nowszymi dokonaniami Saxon, niż za ich żelaznymi klasykami. Jeśli macie podobne odczucia, to nowe wydawnictwo Biffa na pewno przypadnie Wam do gustu. Jest to bardzo dobry zbiór piosenek, utrzymanych w klimacie klasycznego hard’n’heavy. Na wstępie nie można zapomnieć o przedstawieniu muzyków, którzy przyczynili się do nagrania materiału. W skład zespołu Biffa wszedł Gus Macricostas, Christian Lundqvist i Fredrik Akesson. Dodatkowo, gościnnie pojawiali się: Phil Campbell, Nick Barker, Alex Holzwarth oraz Nibbs Carter.
Już na samym początku dostajemy drapieżnie brzmiące, wpadające w ucho Welcome to the Show oraz tytułowy School of Hard Knocks, które idealnie nadają się do odśpiewania przez fanów na stadionach. Kawałki równie dobrze mogłyby zostać nagrane na przełomie lat 70-tych i 80-tych. Nie czuć tu jednak ogromnej tęsknoty za “starymi, dobrymi czasami”. Biff wziął na warsztat kawałki, które zwyczajnie zmuszą wszystkich do stukania stopą o podłogę i grę na niewidzialnych instrumentach. Od razu słychać, że panowie nie zamierzają brać jeńców i rozpływać się w sentymentach. Przyszli skopać nam tyłki! Po tej ogromnej dawce energii, mamy chwile odpoczynku na akustyczny przerywnik – Inquisitor, który stanowi swoiste intro dla kolejnego kawałka, który jest moim ulubionym na tym krążku. W The Pit and the Pendulum wychodzimy poza klasyczne heavy metalowe schematy, aby otrzymać świetny, ciężki, klimatyczny riff i doskonałe linie wokalne Biffa. Na pochwałę zasługuje również nieco połamana partia, która przeradza się w piękne zwolnienie z recytacją Byforda. Gdy wjeżdża solówka, od razu wiadomo czemu zatrudniono Fredrika Akessona. Jego nowoczesny sposób gry i znajdowania harmonii stanowi idealną przeciwwagę dla klasycznego stylu, w którym większość kawałków jest utrzymana. Świetny, wielowarstwowy numer, do którego na pewno będę wracać. Worlds Collide to jeden z najcięższych kąsków na albumie. Jest to dobra kompozycja z genialną solówką i naprawdę niezłymi wokalami.
Po klimatycznym coverze angielskiej piosenki Scarborough Fair, Biff zafundował nam jazdę bez trzymanki. Pedal to the Metal to zadziorne wokale, riffy przecinające powietrze i sekcja, która majestatycznie trzyma wszystko w ryzach. Bardzo podoba mi się sposób w jaki zespół tworzy wariacje wokół głównego motywu. Zmęczeni? Gardłowy Saxon nie przewiduje takiej opcji i dociska pedał gazu coraz mocniej. Hearts of Steel to numer, który bez problemu mógłby się znaleźć na którejś z ostatnich płyt Bogów Metalu – Judas Priest. Świetny strzał.
Jednak przyszedł czas na chwilę zadumy. Sentymentalnie brzmiący cover ballady Wishbone Ash Throw Down the Sword zachwyca przestrzennością i tworzy idealne tło do wyeksponowania silnego i nie znającego słowa starość, głosu Byforda. Me and You to kolejna ballada, tym razem utrzymana w bardziej kameralnym, akustycznym klimacie. Nie byłoby w niej nic wyjątkowego, gdyby nie smaczek w postaci pięknej saksofonowej solówki Big Dave Kempa. Mam wrażenie, że gdzie ten instrument się nie pojawi, podnosi słuchalność numerów o 100%. Opowieści Biffa kończymy na utworze Black and White, który jest jednym ze słabszych momentów albumu. Szkoda, że te trzy wolniejsze kawałki zostały umieszczone jeden po drugim na samym końcu płyty. Cierpi na tym nieco dynamika i odczuwalne jest wrażenie, że te ostatnie 17 minut bardzo się dłuży.
Czy da się wydać solowy album jako prawie 70-latek? Czy da się nagrać heavy metalowy materiał, który nie trąci myszką? Oczywiście, że tak. Doskonałą odpowiedzią na te pytania jest opisane wyżej wydawnictwo Biffa Byforda. Co jednak sprawia, że jest to tak dobry album? Przecież nie zrewolucjonizuje i nie przedefiniuje heavy metalu. Za ten materiał zabrały się zwyczajnie osoby, które wiedzą, o co chodzi w klasycznym graniu, ale nie zamknęły się w świecie lat 80-tych. Poszły trochę dalej i połączyły nowoczesne, soczyste brzmienie z songwritingiem typowym dla klasyków gatunku. Poza świetnymi kompozycjami i wokalami Biffa muszę zwrócić uwagę na Akessona, bo praktycznie każda solówka, którą gra na tej płycie jest małym majstersztykiem. Biff podjął doskonałą decyzję zapraszając go do zespołu. School of Hard Knocks jest wyśmienitą pozycją dla wszystkich maniaków ciężkometalowego grania. Dla mnie to bardzo poważny kandydat do namieszania w heavy metalowych zestawieniach podsumowujących 2020 rok.

OCENA: 8.5/10

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.