Jakiś czas temu dostaliśmy od szwedzkiego papieża nowe orędzie, w którym Tobias nawet nie stara się kryć, że Ghost to w istocie zespół grający pop rock. Mary On A Cross i Kiss The Go-Goat to bardzo zgrabne, ale zupełnie nowe ujęcie istoty projektu.
Obydwa single pojawiły się jako bonusy w rozszerzonej wersji Prequelle. To nowość, bo dotychczas krążki uzupełniano coverami zespołów popularnych w latach osiemdziesiątych. Dziś nie dość, że nie wydano kolejnych coverów, to na dodatek zrezygnowano z oczywistych nawiązań do lat osiemdziesiątych, robiąc zwrot w stronę zupełnie innych prądów. Nowe single to hołd złożony hipisowskim rytmom z epoki narkotyków i przygodnego seksu, kiedy prym wiedli Doorsi, Stonesi i Beatlesi.
Co lubię w tych utworach? Przede wszystkim lekkość i harmonię gitar i klawiszy. Te pierwsze w Mary on A Cross zeszły trochę na drugi plan, co rekompensuje drugi singiel. Kiss The Go-Goat jest już nieco mocniejsze, rock’n’rollowe, ale i tak nie traci przez to tej charakterystycznej zwiewności.
Szczerze mówiąc, średnio gra to z całością Prequelle, które ma zupełnie inny wydźwięk. To album, który nosi wciąż znamiona starego, mrocznego Ghosta, zespołu-rytuału. Single wyznaczają zupełnie nowy kierunek, który, oczywiście, przyjąłby się w tym muzycznym uniwersum równie dobrze.
Jaki będzie nowy album Ghosta? Tobias co wywiad gubi się w zeznaniach, a to dlatego, że zwyczajnie jest w stanie nagrać każdy typ muzyki. To projekt, gdzie nic nie pojawia się przypadkowo i nie wierzę, by w najbliższym czasie spod sutanny Papy czy garnituru Copii wyszło cokolwiek niedostatecznie satysfakcjonującego. Dlatego zamiast pytania Czy nowy album będzie dobry?, pojawia się pytanie W jakim kierunku pójdzie nowy album?
Już Prequelle miało kilka bardzo popowych momentów. Nie będę narzekać, jak Ghost nadal będzie schodził z heavymetalowej ścieżki, dobrze będzie też, jak wróci do korzeni. Trzy pierwsze albumy są ponadczasowe. Im bardziej popowy materiał, tym wyżej w rankingach będzie się znajdować, ale tym szybciej też będzie się nudzić. Tak jak Mary, która przez dwa tygodnie królowała w moich serwisach streamingowych, po czym gwałtownie została odstawiona na półkę. Z pewnością co jakiś czas będę do tego utworu wracać, ale ta pierwsza euforia, którą oba single wywołały, już nigdy nie wróci. Z kolei uczucie, którego doznaję przy każdym kolejnym odsłuchu Infestissumam, jest zawsze jednakowe.