Autorem relacji jest Cezi Nowacki
Zbierając się napisania tej relacji, uświadomiłem sobie, że występ Valerego Kipelova (a w zasadzie grupy Kipelov, bo to tak jak z Kingiem Diamondem – nazwa zespołu i wokalista to jedno) w Mińsku, to dopiero drugi mój koncert w życiu z orkiestrą symfoniczną. Pierwszym był Deep Purple w Spodku w roku 2000, no ale tam jechałem dla Ronniego Jamesa Dio i cała reszta nie miała wtedy większego znaczenia.
Omijałem zawsze koncerty z udziałem orkiestry….metal to nie rurki z kremem , a smyczkowe aranżacje pasują czasami do soczystych riffów jak białe adidasy do munduru. Ponieważ nigdy nie słyszałem legendarnego głosu Arii na żywo, a okazja nadarzyła się w Mińsku, trudno było taką okazję przepuścić.

Koncert zagrano udziałem Narodowej Akademickej Orkiestry Symfonicznej Republiki Białorusi oraz Narodowego Chóru. W sumie towarzyszących muzyków i chórzystów było około siedemdziesięciu. Zaczęło się krótką uwerturą orkiestry, zaraz potem wybrzmiał riff do Zhit Vopryeki. Stałem w trzecim rzędzie. Tam dźwięk był niestety kiepski….na tyle kiepski, że po trzecim utworze Babilon, przeszedłem do tyłu pod konsoletę. Zacząłem trochę żałować, że nie kupiłem biletu na trybuny, gdyż taki spektakl, chyba jednak lepiej oglądać z nieco wyższej perspektywy, zwłaszcza, gdy na dole pod sceną dźwięk się trochę zlewał.
To niesamowite, że głos Kipelova brzmiał tak jak 30 lat temu, trudno uwierzyć, jak facetowi udaje się zachować formę zarówno wokalną jak i ogólną fizycznąm at trzeba pamiętać, że stuknęło mu już 61 lat.
Świetnie wybrzmiały Prorok, Dykhanye Poslednoy Lubvy, czy Castlevania. Zwłaszcza ten ostatni numer z wydanej płyty z Sergeyem Mavrinem Smutnoye Vrenya. Jest jednym z moich ulubionych. Ogólnie setlista była trochę zmieniona w porównaniu do regularnych koncertów na trasie. Na plus, gdyż zagrano świetny numer Otrazhenye. Jednym z najlepszych utworów z solowej twórczości Kipelova jest potężna ballada Reki Vriemyon. Majestatyczny refren tego utworu cały czas chodzi mi po głowie.

Prawdziwe szaleństwo zaczęło się jednak przy utworach Arii. Poteranny Raj został zagrany w wersji wyłącznie orkiestrowej, muzycy mieli wtedy chwilę wytchnienia, a całość została odśpiewana przez publiczność. Potem świetna Mertvaya Zona….jeden z najlepszych utworów Arii skomponowanych przez Kipelova (więc w setliście Arii się już nie trafi). Do tego Sleduy za Mnoy i Torero. Torero to jedyny utwór dublowany zarówno przez Arię jak i Kipelova w ostatnim czasie i zdecydowanie lepiej wychodzi to Arii. Niestety, kompozycyjny poziom Hołstinina, czy wirtuozeria Popova jest nieosiągalny dla gitarzystów grupy Kipelov. Gołowanov i Molchanov, to tylko poprawni rzemieślnicy, daleko im również do klasy Mavrina, Terentyeva czy Smolskiego, którzy funkcję wioślarzy pełnili w kapeli wcześniej. Całość zakończyło przepiękne wykonanie Ja Svoboden odśpiewane chóralnie przez publiczność.

Kończąc tą recenzję nasunęła mi się refleksja, że Kipelov już nigdy do Arii nie wróci. Bo i po co? Skoro w Mińsku potrafił wyprzedać koncert na około 5000 ludzi, to byt ten może funkcjonować z dużym powodzeniem zupełnie niezależnie. Do merchu ustawiała się gigantyczna kolejka, a płyty wcale nie były jakieś bardzo tanie. W przeliczeniu na złotówki płyta 50 PLN, koszulka ok 80. Zwłaszcza, że obie grupy wydają jakościowo podobne produkty….a wybór lepszego, to już kwestia subiektywnych preferencji. Kipelov nie odcina kuponów ze swojej popularności z czasów Arii, setlista jest oparta na jego utworach, a kilka utworów Arii to tylko wisienka na torcie. Fajnie było spotkać fanów z Polski- tych mi znanych i tych kompletnie niespodziewanych. Wierzę, że tych których zabrakło w Mińsku, a są na grupie fanów Arii Chimera nie zabraknie w Kaliningradzie….tfu…..w Królewcu. Naprawdę warto, niezależnie od tego, czy byłby to koncert z orkiestrą, czy też bez.