Wywiad przeprowadzony we współpracy z What The Fuzz
Istnieją od 2011 roku, lecz debiutancki album wydali dopiero w zeszłym roku. Riot City po wydaniu Burn The Night zyskało rozgłos na całym świecie. Europejska trasa zdawała się być stuprocentowym sukcesem, gdy epidemia koronawirusa zmusiła ich do natychmiastowego odwrotu. Kanadyjczycy nie poddają się jednak i obiecują niezwłoczny powrót oraz nowy album, nad którym podczas kwarantanny pracują.
Jak wygląda z Waszej perspektywy progres między EP-ką a Burn The Night?
W czasach, gdy wydawaliśmy demo, w kwestii rozwoju niewiele się działo. Ludzie nas kojarzyli, ale dopiero 2 lata później zaoferowano nam występ na Ragnarok Festival w Chicago (2016). W 2017 zagraliśmy jeszcze na Frost and Fire. Od tamtej pory zaczęliśmy zdobywać coraz większy rozgłos, który doprowadził do wydania pełnego albumu. Burn The Night odniósł duży sukces.
Riot City istnieje już dość długo. Debiutanckie nagranie wydaliście 8 lat temu, zaraz po założeniu zespołu. Co działo się w międzyczasie?
W 2011 to, co mieliśmy, ciężko było w ogóle nazwać zespołem. Pierwsze 3 lata można spokojnie spisać na straty. Cale w 2013 przeprowadził się z Vancouver do Calgary, gdzie wszystko to się zaczęło. Jeśli chodzi o pierwszy album, to mógłbym opowiadać godzinami, dlaczego tak długo to trwało. Skróconą wersję nagrywaliśmy 2 razy, na początku na własną rękę, bo z nikim nie byliśmy podpisani. Nasz sprzęt nie należał do najlepszych, więc w pewnym momencie komputer po prostu się rozwalił. Straciliśmy wszystko, co mieliśmy, ale nie poszliśmy po rozum do głowy. Nadal próbowaliśmy po taniości nagrać materiał samodzielnie.
Jak czujecie się z faktem, że ludzie nieustannie porównują Was do Judas Priest?
To bardzo budujące, ale jest tylko jedno Judas Priest. Nigdy nie będziemy im dorastać do pięt.
Czy w procesie tworzenia okładki inspirowaliście się Turbo lub Screaming for Vengeance?
Podobieństwo wyszło raczej przypadkowo. W internecie natrafiliśmy na grafiki Antona Atansova. Razem z Calem stwierdziliśmy, że wyglądają jak połączenie Screaming for Vengeance i Creating a Monster (Gravestone). W tamtym okresie słuchaliśmy dużo Gravestone, co zapewne miało wpływ na decyzję.
Orzeł na okładce to także główny bohater utworu otwierającego album. Jak wpadliście na tą koncepcję i czy będzie ona kontynuowana?
Podobały nam się kosmiczne motywy. Orzeł jest tu cyborgiem, który w naszym uniwersum pełni funkcję boga- strażnika galaktyk. Zarówno Warrior of Time jak i The Hunter są właśnie o nim. Co ciekawe, nie nadaliśmy mu imienia.
Album zawiera jedynie 8 utworów, wybranych zapewne z kilkunastu lub kilkudziesięciu pomysłów. Co sprawiło, że zdecydowaliście się na wybranie tak mocno ograniczonej liczby numerów?
Od samego początku planowaliśmy 8 numerów. Chcieliśmy pozostać wierni klasycznej długości albumu.Obcięliśmy nawet kilka fragmentów. Część z nich możliwe że pojawi się na następnym albumie. Nigdy nie jest tak, że wydaje się wszystko, co się stworzyło. Każdy album ma swoje własne flow, do którego nie wszystko pasuje.
Jak wiadomo, jakiś czas temu straciliście Ty’a. Trochę czasu minęło już od jego śmierci. Czy mógłbyś przybliżyć nam jego osobę? Czy Chadowi ciężko było zastąpić go w zespole?
Ty was świetnym człowiekiem i wszyscy za nim tęsknimy. Odszedł latem 2016, a zaakceptowanie Chada jako nowego perkusisty było dla nas bardzo naturalne. Po pierwszej próbie wiedzieliśmy, że pasuje idealnie.
Skąd bierze się eksplozja zespołów heavymetalowych w Kanadzie? Dlaczego akurat u was zjawisko to z roku na rok przybiera na sile?
Nie wiem, jak mógłbym na to pytanie odpowiedzieć. Kanadyjczycy kochają heavy metal i imprezy. To zjawisko jest dla nas całkiem nowe, bo w przeszłości boom na tego typu muzykę ominął nasz kraj. Drogę wytyczyły dla nas zespoły takie jak Skull Fist, Cauldron czy Axxion. To w gruncie rzeczy doświadczeni muzycy, którzy siedzą w branży od 10 lat. Cieszymy się że możemy być w tej drugiej fali nowej fali!
Jakie kanadyjskie zespoły moglibyście nam polecić?
Jeżeli komuś nie udało się złapać nas na europejskiej trasie z Traveler, to zdecydowanie powinien się on zaznajomić z ich twórczością. Polecam też Lunattack z Calgary i Road Rash, którzy w lutym wydali nowy singiel. Nie jestem pewien, czy nadal są aktywni, ale tak czy siak polecam Blackrat. Na koniec warto wspomnieć jeszcze o Hellion.
Jak fani zareagowali na zmianę wokalisty?
Na początku zdania były podzielone, myślę jednak, że po trasie negatywne nastroje opadły.
Jakie są twoje faworyty na Burn The Night?
Mój ulubiony utwór to prawdopodobnie 329. To kawałek, który opowiada o procesie komponowania w starej siedzibie zespołu. Odbywały się tam też nieziemskie imprezy. Przypomina mi on o starych, dobrych czasach. Najlepszy riff to moim zdaniem gitara rytmiczna pod solo Cale’a do The Hunter.
W jakim stopniu epidemia koronawirusa wpłynie na waszą działalność? Jak wpłynie ona na kanadyjską scenę heavymetalową?
Dotarliśmy zaledwie do połowy trasy, gdy okazało się, że musimy odwoływać zaplanowane koncerty. Wrócimy jednak tak szybko, jak to możliwe. Jedynym skutkiem dla nas na ten moment jest brak możliwości grania koncertów. Po 14 dniowej kwarantannie możemy w końcu zabrać się za wysyłanie merchu i przede wszystkim – pracę nad kolejnym albumem.
Jak Chad radził sobie z graniem podwójnych koncertów każdego dnia?
Wydaje mi się, że dodaje mu to pewności siebie. Jeżeli daje radę, to znaczy, że w przyszłości będzie w stanie grać półtoragodzinne sety.
Jak postrzegacie fakt, że za niedługo wszyscy Bogowie Metalu będą zwijać żagle? Część z nich już to zrobiła – nie mamy już Motorhead i Black Sabbath. Jestem pewna, że dni Iron Maiden czy Judas Priest są raczej policzone.
To totalna beznadzieja, ale niestety wszystko się kiedyś kończy. Urodziliśmy się w niewłaściwych czasach, a złoty okres ciężkiej muzyki jest już dawno za nami. Przez ostatnie 15 lat widzieliśmy wszystkie te gwiazdy wielokrotnie, a teraz czas, by nowe pokolenie podniosło sztandar i kontynuowało ducha heavy metalu.
Jakie są Wasze wrażenia z trasy? Czy publiczność w Europie spełniła Wasze oczekiwania?
Trasa przebiegała świetnie! Nie było na niej ani jednego pustego koncertu. Europejczycy są ekstra. Bardzo żałujemy, że nie mogliśmy zagrać tych ostatnich 4 czy 5 koncertów, ale na pewno wrócimy!
Jak wspomniałeś, pracujecie obecnie nad nowym materiałem.
Zgadza się. To zresztą jedyna rzecz, którą możemy się teraz zająć. Jesteśmy coraz bliżej końca komponowania. Nic z tych rzeczy nie jest jednak oficjalnie ogłoszone, więc zbyt wiele nie mogę zdradzić. Na trasie zagraliśmy kilka nowych kawałków, które publiczność entuzjastycznie przyjęła. Obiecujemy, że następny album będzie nagrany szybciej, niż za 8 lat!