Sprawa Michaela Dennera. Pisanie historii na nowo?

Podziel się!

Gdy w sierpniu ubiegłego roku Mercyful Fate zapowiedziało powrót na scenę, fani duńskiego zespołu oniemieli z radości. W końcu dotychczas historia legendy heavy metalu kończyła się na 1999 roku i wydanym wówczas albumie „9”. Od tamtej pory King Diamond był w pełni skupiony na swojej solowej kapeli, a pozostali muzycy zajmowali się rozmaitymi muzycznymi projektami. Miłośnicy piekielnych hymnów opatrzonych znakiem jakości Mercyful Fate powoli tracili nadzieję na to, że ich idole wrócą do gry, ale w końcu nadszedł ten upragniony moment i był uzasadnioną przyczyną euforii. Choć w niektórych przypadkach ta okazała się mniejsza, niż mogłaby być.

Oficjalny komunikat zapowiedział powrót zespołu w składzie:
King Diamond – wokal
Hank Shermann – gitara
Mike Wead – gitara
Bjarne T. Holm – perkusja
Joey Vera – bas

Nietrudno więc zauważyć, iż podany line-up ma niewiele wspólnego z klasycznym. Ikoniczne krążki „Melissa” oraz „Don’t Break The Oath” nagrywano z udziałem Michaela Dennera (gitarzysta), Kima Ruzza (perkusista) i Timiego „Grabbera” Hansena (basista). Skład ten był niemożliwy do odtworzenia z kilku przyczyn. Najbardziej oczywistą jest poważna choroba nowotworowa Hansena, z którą toczył on walkę przez kilka ostatnich lat. Niestety zmarł jesienią zeszłego roku. Drugim czynnikiem jest stosunek relacja na linii zespół — Ruzz, krótko mówiąc panowie za sobą nie przepadają i nie utrzymują kontaktu. Obydwu intrumentalistów stanowiło część grupy stosunkowo niedługo. Ruzz z Mercyful Fate związany był tylko do czasu pierwszego rozpadu grupy, Grabber zaś odrobinę dłużej, gdyż uczestniczył w sesjach nagraniowych do wydanego w 1993 roku, powrotnego albumu „In The Shadows” (nie ruszył jednak w pełną trasę). Zostaje nam postać Michaela Dennera, czyli obok Kinga Diamonda i Hanka Shermanna, jednego z trzech najważniejszych muzyków w historii zespołu.

Temat Dennera jest dla wielu nieco niejasny i dlatego należy go tu przedstawić. Po „śmierci” zespołu w 1985 dołączył do solowego projektu Kinga Diamonda, z którym nagrał „Fatal Portrait” (na płycie pojawiają się jego pomysły pierwotnie przeznaczone na trzeci krążek Mercyful Fate) oraz „Abigail”. Opuścił go zaraz potem, gdyż nie zgadzał się z pomysłem na wizerunek zespołu. Gitarzysta hołdował bardziej klasycznemu podejściu do tematu image’u, podczas gdy reszta muzyków starała się przypominać popularne wówczas zespoły glam metalowe. To starcie dwóch odmiennych koncepcji widać na zdjęciach dołączonych do „Abigail”.

Michael Denner, podobnie jak cały klasyczny skład Mercyful Fate (z wyjątkiem Kima Ruzza), pojawił się na „In The Shadows” z 1993 roku, które stanowiło powrót zespołu na scenę. Był członkiem kapeli do 1996, pojawił się jeszcze na „Time” i „Into The Unknown”. Jego odejście zapoczątkował brak możliwości występowania na żywo podczas trasy promującej „Into The Unknown”. Genezę problemu stanowiło to, iż przy porodzie jego syna pojawiły się komplikacje, a samo dziecko okazało się chore na autyzm. W obliczu takiej sytuacji Denner postanowił trzymać się blisko rodziny, co rzecz jasna łatwo zrozumieć. Na jego miejsce w zespole wszedł Mike Wead, który na kilka ostatnich lat stał się jego stałą częścią. Nagrano z nim „Dead Again” i „9”, które na razie zamyka dyskografię Mercyful Fate.

Trudno jednak zarzucić Dennerowi próżnowanie. Co prawda otworzył własny sklep muzyczny w Kopenhadze, ale nie porzucił heavy rocka. Był aktywny w różnych małych zespołach, bardzo często tworzonych przy współudziale Hanka Shermanna, przyjaciela z czasów Mercyful Fate. Warto tu przytoczyć działające w latach 2002-2006 Force Of Evil, czy dobrze zapowiadający się projekt Denner/Shermann, którego historia zakończyła się na jednej EPce i debiutanckim długograju (do niego wrócimy za chwilę). Michael utrzymywał więc kontakt z Shermannem i uznawał go za swojego przyjaciela. Zeszłoroczna płyta Denner’s Inferno, „In Amber”, okraszona jest grafiką, w której wyborze pomógł właśnie Hank.

Nieobecność Dennera w składzie wskrzeszonego Mercyful Fate była dla fanów niemałym zaskoczeniem. Co prawda przez ostatnie trzy lata działalności grupy nie był on jej członkiem, jednakże w obliczu różnych projektów, w których udzielał się razem z Hankiem Shermannem, a także gościnnego występu podczas jednego z koncertów Kinga Diamonda w 2012, wspólnego wykonania medleyu prawie całego Mercyful Fate z Metalliką w 2011, można się było spodziewać, że zespół wróci w składzie zawierającym kluczowe trio. Temu rozwojowi wydarzeń sprzyjało również ponowne nagranie utworów „Evil” i „Curse Of The Pharaohs” przez niemalże klasyczny skład (zamiast Kima Ruzza usłyszeć tam możemy Bjarne’a T. Holma) w 2009 roku. Tak się jednak nie stało. Dodajmy, że Mercyful Fate zamierzało jechać w trasę z repertuarem opartym wyłącznie na pierwszych trzech wydawnictwach (EPka „Mercyful Fate”, „Melissa” i „Don’t Break The Oath”) i nowych kompozycjach, więc na materiale powstałym z udziałem Dennera. Oficjalne ogłoszenie mówi, iż skład grupy w 2020 to line-up znany z „9”, ze zmianą na miejscu basisty, gdyż w tej roli występuje Joey Vera.

Wszystko było w porządku. Do czasu, aż Denner nie zabrał głosu w sprawie. Stwierdził on, że o planach zespołu co do powrotu na scenę dowiedział się na dwa (!) dni przed wydaniem oficjalnego ogłoszenia, co oznacza, że nikt nawet nie kontaktował się z nim w tej sprawie. To zaskakujące, szczególnie jeśli przypomnimy sobie o jego bliskiej relacji z Hankiem Shermannem. Milczenie na temat tak istotnej kwestii jest czymś zupełnie nienaturalnym, w tym przypadku także nagannym.

„Nie spodziewałem się tego, że Hank będzie siedział cicho, bo zawsze mieliśmy bliski kontakt. Mieliśmy też tę telepatyczną relację jako gitarzyści i kompozytorzy. To było duże zaskoczenie. Nie spodziewałem się tego. ”
(wywiad dla Blabbermouth)

Dlaczego jednak nawet nie zapytano Michaela o ewentualny powrót do Mercyful Fate? Gitarzysta zwraca uwagę na spór między swoją osobą, a Kingiem Diamondem. Longplay Denner/Shermann z 2016 roku pod tytułem „Masters Of Evil” ma okładkę namalowaną przez Thomasa Holma, odpowiedzialnego za szatę graficzną klasycznych płyt Mercyful Fate. Porównując obraz ilustrujący album sprzed czterech lat i te znane z „Melissy” oraz „Don’t Break The Oath”, trudno nie zauważyć oczywistego podobieństwa. Było to celowe działanie mające na celu nawiązanie do dorobku artystycznego Shermanna i Dennera, a także wskazówka co do stylu, w którym poruszał się ich projekt. Holm namalował również okładkę EPki „Satan’s Tomb”. King Diamond wyraził jednak swoją dezaprobatę na ten temat. Jak stwierdził Michael:

„Miałem drobną kłótnię z Kingiem Diamondem kilka lat temu na temat okładek dwóch płyt Denner/Shermann autorstwa artysty Thomasa Holma, który stworzył też [okładki] „Melissy” i „Don’t Break The Oath”. To nigdy nie zostało rozwiązane i teraz my obaj, a przede wszystkim fani muszą płacić wysoką cenę za ten nonsens.”
(wywiad dla Metal Injection)

„(…) King je zobaczył i zdenerwował się z ich powodu, ponieważ były zbyt bliskie oryginałom. I jakoś to rozumiem. Jestem w stanie to zrozumieć, ale nie ma potrzeby, aby robić z tego duży problem. Powiedziałem „Hej, wyluzuj, gościu”, bardzo się zdenerwował i po tym straciliśmy kontakt”
(wypowiedź dla BraveWords)

Wygląda więc na to, że powodem braku Dennera w obecnym składzie Mercyful Fate jest spór, do którego doszło w okolicach 2016 roku. Gitarzysta jako jedyna osoba związana z zespołem udzieliła jakiejkolwiek informacji na temat przyczyny tego stanu rzeczy. Dopiero jakiś czas później o sprawie line-upu wypowiedziała się Livia Zita, żona Kinga Diamonda.

„To NIGDY nie było opatrzone etykietą „reunionu” ani ze strony zespołu, czy managementu, nie jest nim. Jest to kontynuacja Mercyful Fate, z wyjątkiem Timiego Hansena (z powodów oczywistych, RIP) i Sharlee’go (który jest zajęty Arch Enemy). Denner nie był w Mercyful Fate od…1996, kiedy odszedł”

To dość sprytna narracja, ale fani doskonale zdają sobie sprawę, że nie o słowa tu chodzi, a o sens zjawiska powrotu grupy do nagrywania i wykonywania muzyki. Trudno mówić o „kontyuacji”, jeśli zespół zamierza grać utwory wyłącznie z najstarszych płyt, a gitarę basową obstawić miał Timi Hansen, który pasowałby do klasycznych utworów i nowych numerów w podobnym do nich stylu. Dodajmy, że Hansen też… Odszedł z zespołu, trzy lata wcześniej, niż Denner. Jak widać w tym przypadku to nie stanowiło problemu.
Livia wdała się w internetową dyskusję z grupą fanów Mercyful Fate. Oto jej przykładowe wypowiedzi na temat Michaela Dennera:

Jej stwierdzenia na temat teorii spiskowych, a także argumentowanie obecności Mike’a Weada w zespole jego dostępnością są dość zabawne, jeśli zna się punkt widzenia Dennera. Jest on na tyle odmienny, iż logiczne będzie założenie, że któraś ze stron kłamie. Owszem, Wead był muzykiem Mercyful Fate przez trzy ostatnie lata działalności kapeli, a jego staż w solowym zespole Kinga Diamonda jest zdecydowanie dłuższy, ale zespół (Livia zresztą też) doskonale zdaje sobie sprawę, który gitarzysta uchodzi za tego legendarnego. Siłą rzeczy nie jest nim Wead.

Przejdźmy teraz do świeżego i bardzo intrygującego aspektu tej sprawy. W ostatnim czasie na Youtube zaczęły pojawiać się materiały promujące nowe reedycje płyt Mercyful Fate. Są nimi utwory z tych wydawnictw, które okraszono starymi ujęciami z koncertów. Niby nic wielkiego, zresztą kilka osób mogło czuć się zawiedzionych: zamiast pełnoprawnego albumu koncertowego dostajemy zlepek nagrań video, do których przygrywają doskonale znane wersje studyjne klasycznych numerów grupy. Problem w tym, że każdy z wypuszczonych do tej pory teledysków pokazuje Dennera tak rzadko, jak to tylko możliwe. Na razie obejrzeć można trzy klipy o łącznym czasie trwania wynoszącym około siedemnastu minut. Gitarzyście przypadło jakieś trzydzieści sekund. Warto zestawić to z ilością zbliżeń poświęconą innym członkom zespołu.

Tak, to już może brzmieć jak teoria spiskowa. Sięgnijmy jednak po zapis fragmentu wspólnego występu Mercyful Fate i Metalliki z 2011, wrzucony na fanpage pierwszego z tych zespołów.

Michael Denner nie pojawia się w nim ani na sekundę. I tak, zdaję sobie sprawę, że może komuś akurat tak się nagrało, że to czysty przypadek…Tylko że trochę sporo tych przypadków. A kolejny przelał już czarę goryczy.

Zerknijmy na nową edycję „Melissy”, która pojawiła się na półkach sklepowych 5 czerwca. Konkretnie na tylną okładkę płyty. Na pierwszy rzut oka wszystko się zgadza — są zdjęcia, lista utworów też, nie ma się do czego przyczepić. Będzie, jeśli zwrócimy uwagę na listę podziękowań. Znajdziemy tam podziękowania wszystkich muzyków dla swoich bliskich, z wyjątkiem Michaela Dennera. Jego listę przypisano Kimowi Ruzzowi. Problem ten nie dotyczy pierwszych wydań płyty, gdzie wszystko było odpowiednio uporządkowane. Sprawdźcie sami:

Pierwsze wydanie płyty…
…oraz najnowsze.

Szata graficzna najnowszego wznowienia debiutanckiej płyty Mercyful Fate jest pod tym względem taka sama, jak ta zdobiąca wydany w 2018 roku picture disc. Błąd? Jeśli tak, to dlaczego nikt go nie naprawił? Osoby odpowiedzialne za owe faux-pas miały na to dwa lata.

Rozpatrując te przypadki osobno, trudno jest wychwycić w nich coś podejrzanego. Ot, zwykłe niedopatrzenia, niedbalstwo. Jednakże, kiedy zbierzemy to wszystko razem i zaczniemy zgłębiać temat, bazując na wypowiedziach Michaela Dennera, łatwo dostrzec będzie celowe działanie ze strony Mercyful Fate mające na celu umniejszenie roli ex-muzyka. To nie obrażanie go, czy próby całkowitego wymazania z historii zespołu. To zbiór małych ruchów i niedopowiedzeń. Prawdziwi fani zdają sobie sprawę z jego wkładu w zespół i nie ma sensu w przeciąganiu ich na swoją stronę. Ale co z resztą? Z ludźmi mniej zaznajomionymi z dziejami kapeli oraz tymi, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z twórczością pierwszej ważnej grupy Kinga Diamonda? Im ten zespół przedstawia się w wersji odległej względem prawdziwej. Wychodzi na to, że Michael Denner po prostu sobie cichutko był w tym zespole, coś tam pograł na gitarze, a ostatecznie zwolnił miejsce kolejnemu muzykowi i tyle.

Ilekroć myślę o tej sprawie, nie mogę odgonić się od skojarzeń związanych z trybem działania TVP. Od pani Holeckiej nie usłyszycie, że Angela Merkel złożyła hołd pruski Andrzejowi Dudzie, ale będziecie mogli wysłuchać dziesięciominutowego aktu uwielbienia dla prezydenta. Nawet propaganda ma swoje granice, bo mimo wszystko ludzie pewnych treści zwyczajnie nie kupią. Tak samo Mercyful Fate nie może nagle zacząć udawać, że Dennera nigdy nie było w zespole i wymazać go ze zdjęć, wstawiając w jego miejsce Mike’a Weada. Może za to małymi kroczkami umniejszać jego pozycję w grupie. „Ciemny lud to kupi” – rzekł kiedyś Jacek Kurski i sądzę, że to samo powiedzieć mogłaby Livia podczas pisania o „kontynuacji”, a nie reunionie zespołu. Dla fana Mercyful Fate (w każdej inkarnacji i składzie) jest to zwyczajnie przykre. Zarówno sama sytuacja i brak możliwości zobaczenia grupy tworzonej przez najważniejszych artystów w jej historii, tak i wszystko to, co wokół niej.

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.